Kilka dni temu udało mi się, w drodze do Warszawy, przeczytać reklamowaną mocno nie tak dawno książkę “Ukryta Moc Reklamy” Roberta Heath'a. Przeczytałem ją więc i... kiepsko.
Kilka dni temu udało mi się, w drodze do Warszawy, przeczytać reklamowaną mocno nie tak dawno książkę “Ukryta Moc Reklamy” Roberta Heath'a.
Wiele osób, moich znajomych, osób z branży, naukowców bardzo dobrze ocenia tę książkę. Sama kampania promocyjna przebiegała pod hasłem “Przełom w reklamie”, a podtytuł książki brzmi “Co tak naprawdę wpływa na wybór marki”.
Przeczytałem ją więc i... kiepsko. Może zacznę od początku. Większa część książki zawiera cytaty i omówienia badań nt. pamięci, percepcji reklam i percepcji w ogóle. Hasłem przewodnim książki jest “płytkie przetwarzanie”, czyli w bardzo dużym skrócie peryferyjne przetwarzanie informacji, lub przetwarzanie informacji poza świadomością.
Heath przekonuje nas o tym, że... branding działa. Tak streściłbym tą książkę. Jest to po prostu publikacja zawierająca naukowe argumenty za stosowaniem reklamy brandingowej, telewizyjnej, nie stosującej żadnych świadomych elementów perswazji.
Aby podkreśłić słuszność argumentów, Heath podaje bardzo ogólne przykłady kilku kampanii nie tłumacząc w żaden sposób, dlaczego tak naprawdę zadziałały.
W sumie nie dziwi mnie dlaczego książka została tak dobrze przyjęta przez
środowiska naukowe - Heath wychwala szereg badań i znaczenie nauki,
oraz branżę reklamową - Heath mówi, że reklama nie musi być perswazyjna, powinna być dobra – ale co to znaczy, nie wiadomo.
Polecam książkę, jeśli ktoś chce dwiedzieć się sporo ciekawych rzeczy o działaniu ludzkiego mózgu – to trzeba zaznaczyć. Praktycznych rad dla reklamodawców nie znajdziecie. Dla mnie jest to po prostu doskonałe narzędzie sprzedażowe dla agencji reklamowych.
P.S. - Pewnie oceniłbym książkę Heath'a łagodniej, gdyby nie tytuł i kampania reklamowa, które zapowiadały niewiadomo co.